kocham słońce...
Od wielu już lat, mój małżon stał się dla mnie obojętnym obiektem. To gorzej niż nienawiść... ale tak jest... nie zależy mi na niczym, co wiąże się z jego osobą. Ale dziś mało go nie pogryzłam ze złości.
Na każdym kroku widzę jak bardzo się różnimy.
Ja kocham morze, on góry...
Ja lubię małe przestrzenie, on wielkie salony, hale, hangary...
Ja jestem zmarzluchem, lubię ciepełko, on lubi chłód i wiatr urywający głowę...
Ja lubię towarzystwo, lubię ludzi..., on potrafi „rozrywać się” tylko we własnym towarzystwie,
Ja kocham słońce, światło, jasność... on półmrok, czasami mam wrażenie, że najlepiej czułby się mieszkając w piwnicy,
Ja lubię jasne meble, jasne ubrania... on tylko ciemne.
I tak dalej... i tak dalej...
Czasami te różnice tak mi dają w kość... a właściwie to nie same różnice ( niech sobie lubi co chce), tylko to, że zawsze ja muszę się dostosować do jego gustów i potrzeb.
Mało tego, jeszcze muszę pracować nad jego parszywymi potrzebami.
Nie, to nie jest w porządku...
Ostatnio brak mi słońca... Zbyt mało światła wywołuje u mnie stany agresji... Dziś miałam ochotę powywalać przynanmniej połowę kwiatów z domu, a małżonowi skopać d... a takie przekleństwa przy tym pchały mi się na usta, że aż wstyd. Ale policzyłam... mamy w domu 38 doniczek kwiatów... różnej wielkości, ale wcale nie są to malutkie kwiatki. Zawalone całe parapety tymi kwiatami... prawie słońce do pokoi nie wchodzi...
Ja tych kwiatków nie chcę! On je przywleka do domu, ale nie ma już czasu, aby je podlewać. Ale żeby nie było za łatwo się ich pozbyć (hmmm... zapomnieć podlać ze 3 tygodnie), to przynajmniej raz w tygodniu konsekwentnie egzekwuje ode mnie podlanie tych kwiatków i nalanie wody do butelek, coby się „odstała”! Mam już tego powyżej uszu... trzeba 40 minut przy tym zapitalać i mieszkać bez dostępu słońca. Kocham słońce! Nie cierpię półmroku! Mam w dupie podlewanie tych cholernych kwiatków!
Tak... postanowiłam, że po prostu je ... hmmm... podtruję... przynajmniej część...
Dodaj komentarz