Tam, gdzie byłam....
...
Poległam, po raz kolejny poległam...
Wydawało mi się, że już „stanęłam na nogach”, próbowałam...
zagłuszyć demony, które nękają mnie od 3 lat...
Uciec... Boże... tak uciec na koniec świata, zniknąć, umrzeć...
Uciekałam przed samą sobą....
Nawet pisząc tego bloga, udawałam chyba kogoś innego.
Może nie udawałam, tylko próbowałam ...
próbowałam byś taka silna
taka rozsądna... w końcu minęły już 3 lata...
3 lata od śmierci mojego syna, który w wieku 23 lat
zmarł na zawał serca....
nie pisałam o tym aby nie budzić... nie wywoływać...
ale to nadal tkwi we mnie.
I dopada z wielką siłą.
Ta siła poraża.
Najpierw nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego,
skąd wzięły się nawroty chorób, które nie dawały znać o sobie conajmniej 20 lat...
dlaczego tak mocno zaczęły wypadać włosy,
dlaczego musiałam usunąć kilka zębów, mimo że do niedawna były całkiem zdrowe...
a potem, to już tylko spadanie na dno...
nie ma rzeczy ważnych... nic nie jest ważne...
nie ma sensu wstawać z łóżka, nie ma sensu się czesać ani myć...
Świat bez barw... taki szary i do d.....
I nie ma nikogo... bo nikt mnie nie rozumie... bo ich dzieci żyją....
Nikt nie jest potrzebny....
Spadałam chyba ze dwa miesiące....
Czy to był już ostatni mój „spadek” ??? nie wiem...
Teraz muszę nadrobić ....
Moja firma na przekór światu – żyje.
ale to kuzyn... nie syn
tylko bol w oczach rodzicow
moj tata stracil 2 synow... 27 lat temu i 11 lat temu... czasem widac, ze nadal boli...
Dodaj komentarz