Rozpieściłam? a może kocham...
...
Lubię moją synową. To ładna, fajna i w sumie mądra dziewczyna. Co nie znaczy, że nie popełnia błędów i ma patent na mądrość. Jest typem „przywódcy” i z dużą łatwością „pracuje palcem”. Kiedy urodziła synka, bardzo szybko ustaliła : „ten kąpie, tamten przewija, a jeszcze ktoś inny wychodzi na spacery”. Od ponad 8 miesięcy, przynajmniej 4 dni w tygodniu ( po 10-12 godzin; wielokrotnie również na noc, z kąpaniem, usypianiem, śniadankiem ...) przebywa u mnie. Trzy dni jest niania. Efekt jest taki, że dziecko nie lgnie do niej lecz do mnie. Kiedy mama zabiera go, jest płacz, lament...kurczowe trzymanie się moich ramion. Serce mi się kraje, kiedy z wrzaskiem jest wyrywany z moich rąk. Dziecko ma 12 miesięcy....Synowa bardzo się denerwuje, szarpie małego pokrzykując „bez dyskusji, do domu... „. Tak jakby on rozumiał te słowa. Wiem, że go bardzo kocha, jest w sumie dobrą matką.... tyle, że jest „wygodnicka”. A 12 miesięczne dziecko lgnie do tego, kto częściej okazuje że go kocha. Ma do mnie pretensje, że „rozpieściłam” dziecko. Owszem, rozpieszczam na tyle, na ile mogę. Bo go kocham nad życie. I nie jestem zimną wynajętą nianią, tylko babcią. Często udaję, że nie obchodzą mnie jej uwagi na temat rozpieszczania a czasami mam ochotę powiedzieć „ jest takie proste rozwiązanie... nie przyprowadzaj go do mnie!”. Ale znając jej „władczy” charakter, boję się, że wynajmie drugą nianię na popołudnia i noc... a mnie odbierze kontakty z małym.