Odpowiedzialna za cały świat
Wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni... jak to śpiewa Kazik.
Wyjechali o świcie w piątek... na słoneczko, na plażę...
Cały piątek czułam się jak na urlopie.
I doszłam do wniosku, że ze mną jest coś nie tak...
Bo dlaczego tak mi się błogo zrobiło po ich wyjeździe ???
Ano dlatego, że nadopiekuńczość chyba mam wpisaną w geny
A przynajmniej wyrytą przyzwyczajeniem.
Gdyby świat przestał się nagle kręcić,
to byłoby to z mojej winy, bo na pewno czegoś nie dopilnowałam...
A dziś już od rana strasznie się boję...
Jezu, jak się boję...
Skojarzyłam pewne fakty... strzępy słów, które usłyszałam tuż przed ich wyjazdem...
Być może to nic nie znaczy, ale być może znaczy...
Nie mam na to wpływu ???
I cóż z tego...
kiedyś też nie poradziłam sobie, dlatego dziś targa mną ten strach...
nie jest bezzasadny...
być może naprawdę nie mam wpływu na to co się wydarzy,
ale nie potrafię tego przyjąć do wiadomości.