Czepiam się?
Mój sposób na życie wcale nie jest taki genialny jak mi się wydawało.
Od trzech miesięcy, 6-8 godzin dziennie zajmuję się półrocznym Wiktorkiem.
Oczywiście "w czynie społecznym", bo to podobno moja krew.
Często jestem jednak zmęczona i myślę sobie, że wolałam pracę umysłową.
Wczoraj tak mi dał w kość, że padłam o 18.30.
Wstałam tylko aby rozesłać łóżko i spałam do 7.30.
Takiego maratonu już dawno nie miałam.
Obiecałam sobie, że od 8 zacznę intensywną pracę biurową w "mojej firmie",
którą prowadzę już od roku i która ma zastąpić mi porzuconą pracę umysłową.
I tak się guzdram... brakuje mi samodyscypliny.
Przez wiele lat "musiałam" bo byłam pracownikiem najemnym.
Teraz nikt i nic mnie nie zmusza...
ale trzeba wyrobić w sobie dobrowolne "muszę".
To wcale nie takie łatwe....
szczególnie jak się ma za sobą ponad 20 lat pracy u kogoś... nie na własnym.
Tak mi dziś dołożył pięścią w nos, że poryczałam sie...
a obiecałam sobie... wiele lat temu...,
że przez żadnego faceta nie będę już nigdy płakała.
W szczególności przez mojego małżona.
Cóż... przez kilka lat separacji zapomniałam jaki jest wredny...
a ponowne dwa lata razem- nie wszystko przypomniały.
Aby sobie odświeżyć pamięć, sięgnęłam głęboko... na dno tapczanu...
i wyciągnęłam związanych sznurkiem 14 zeszytów.
Pamiętniki.....
Kiedy je zaczynałam pisać, nie było komputerów...
a właściwie to był w Warszawie jeden... na Politechnice...
zajmował cały pokój o wymiarach 3 na 3 metry...
pokazali go nam przez szybę...
bo zaczynałam uczyć się w I klasie liceum,
w klasie eksperymentalnej, o profilu matematyczno - informatycznm...
Pisałam więc w zeszytach w kratkę....
01.12.1977 roku napisałam:
"Wrócisz do mnie, gdy będziesz smutny i samotny...
wrócisz do mnie po miłość i odpoczynek...
teraz jesteś tak daleko, że nawet moja miłość cię nie dosięgnie!
Ale wrócisz!
Nie wiem tylko, czy to wszystko, co zatrzymam dla ciebie
nie zniknie, nie wywietrzeje, nie zestarzeje się...
I może kiedy już wrócisz, okaże się, że wróciłeś do pustki.
Nie chcę byś tylko wyjściem awaryjnym!
Nie chcę tego znosić!
Kiedy już wrócisz utyrany życiem,
może być za późno!
Możesz być już nikomu nie potrzebny,
nawet mnie! "
I ogarnęła mnie taka złość... nie żal, nie łzy dominowały...
tylko złość na sku...wiela!!!
I dobrze, pomyślałam... złość jest zdrowszym uczuciem niż żal niż bezsilność...
złość daje siłę.
Nigdy nie byłam w tak fatalnym stanie jak teraz.
Złamana psychika rozkłada cały organizm…
Czepiają się wszystkie choroby i dolegliwości, jakie miałam kiedykolwiek,
z jakimi walczyłam wiele lat temu
i te, o których pojęcia nie miałam.
Ja, zawsze zdrowa …
Z przerażeniem myślę, że może stać się tak,
iż nie będę w stanie poradzić sobie ze zwykłymi czynnościami.
Nagle zaczęły mnie boleć wszystkie zęby…
coś się dzieje w dziąsłach… bo na zębach nie widać…
od wczoraj bolą mnie wszystkie stawy….
zaczynając od palców u rąk i nóg
poprzez łokcie, barki…kolana i palce u stóp…
Dotkliwy ból czuję przy dotyku do kości i przy ruchach…
To nie mięśnie… to stawy…Ból budził mnie w nocy kilka razy…
Choroba reumatyczna jest w mojej rodzinie od pokoleń…
Ale żeby tak totalnie, wszystkie kości ???
Masakra… po prostu masakra…
Wiosenna pogoda .
Na drogach pojawili się już młodzi chłopcy na swoich ścigaczach…
A ja dostaję gęsiej skórki na plecach…
Odruchowo naciskam pedał hamulca…
i prawie ze łzami w oczach proszę:
„dzieciaku… zlituj się nad swoją matką…”