• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

cisza

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 31 01 02
03 04 05 06 07 08 09
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Archiwum

  • Marzec 2009
  • Styczeń 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Październik 2008
  • Wrzesień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Grudzień 2007
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007

Archiwum 30 listopada 2008

limit cierpienia?

...

Wczoraj po raz kolejny uświadomiłam sobie ( a właściwie, to życie wyraźnie mi pokazało),

że nie ma limitu cierpienia... że życie może człowiekowi tyle dokopać, że ludzkie pojęcie przechodzi.

Mimo, że uważam nadzieję za najgorszy „dar” jaki otrzymaliśmy od niebios,

to jednak nie potrafię się jej wyzbyć do końca.

Tak naprawdę, to chyba nikt nie potrafi.

Ja ciągle mam nadzieję, że mojemu starszemu synowi nic złego się nie stanie,

że nie zginie w wypadku, nie dopadnie go nieuleczalna choroba, że dane mi będzie umrzeć przed nim...

Nie raz tak myślałam...

mówiłam sobie „to nie możliwe... statystycznie tak się nie dzieje...

matka może przeżyć śmierć jednego dziecka, ale nie wszystkich...”.

Wczoraj odwiedziła mnie dawno nie widziana znajoma.

Oboje z mężem mieli 2 synów w wieku moich chłopców...

W ubiegłym roku obydwaj zginęli w wypadkach

( każdy w innym – jeden w styczniu, drugi w sierpniu...)

... a 3 listopada tego roku pochowała męża...

zmarł na raka.

Ona już niczego się nie boi...

tylko czeka aby pozwolono jej odejść, dołączyć do nich.

Ja jeszcze się boję...

 

30 listopada 2008   Komentarze (1)
Cisza | Blogi