kolejny kalendarz
...
Dziś zdjęłam ze ściany i bez wzruszenia, bez jakichkolwiek emocji
włożyłam do śmieci kalendarz 2008 roku.
Nie zawsze tak było.
To dopiero czwarty kalendarz, który tak beznamiętnie powędrował do kosza.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
...
Dziś zdjęłam ze ściany i bez wzruszenia, bez jakichkolwiek emocji
włożyłam do śmieci kalendarz 2008 roku.
Nie zawsze tak było.
To dopiero czwarty kalendarz, który tak beznamiętnie powędrował do kosza.
...
No i jak się nie denerwować... Idę do lekarza i mówię, że boli, że muszę brać leki przeciwbólowe, bo nie wytrzymuję, ale ibum, który biorę nie bardzo działa, więc może Pan Doktor doradzi mi co brać. Odpowiedź jest mniej więcej treści „ trzeba próbować, jak to nie odpowiada, to brać co innego”. Panie doktorze, ale ja do tej pory niewiele chorowałam i nie znam „tego, tamtego i jeszcze czegoś innego”, proszę mi powiedzieć, co mogę brać. OK, przepiszę pani tramal, brać do 3 tabletek dziennie....
Po zażyciu tramalu wymiotowałam dalej niż widziałam....
Znowu idę do pana doktora i mówię, że tramalu nie mogę... a on już chyba poirytowany, że trzeci dzień go nachodzę, szorstko, żeby nie powiedzieć nieuprzejmie, warczy do mnie „ było mówić, że chce pani coś na osłonę żołądka przy tramalu”....
No żesz kurwa mać! Nie wytrzymałam i wydarłam się, że ja medycyny nie kończyłam i dlatego przyszłam do pana! I nie wiem, czy przy tramalu powinnam brać coś na osłonę żołądka, czy nie!
A jakby tego było mało, mocno zajeżył mnie pan burmistrz mojej gminy! Noż kurde, druga persona finansowana z pieniędzy podatników!
Wyczytałam na stronie internetowej gminy, że w pierwszą środę miesiąca, w konkretnym miejscu ( jasno określone) można złożyć zużyty sprzęt elektroniczny, elektryczny, baterie, świetlówki itp. Dziś zmobilizowałam się, zapakowałam dwa zużyte monitory, zepsuty telewizor, czajnik, kuchenkę elektryczną... no... i pojechałym, jako świadomy obywatel, coby to zdać i środowiska nie zaśmiecać... I co ??? no i gówno ! Pan burmistrz przed wyborami to uchwalił.... było podobno tylko przez 1 miesiąc. A teraz to już tylko uchwała pozostała. I tak sobie myślę, że nie daruję... tym bardziej, że pan burmistrz już któryś raz mi podpadł. A mogę uchodzić za konfliktową, mam to gdzieś! Przynajmniej maila mało sympatycznego mu napiszę.
...
Rzadko zdarzało mi się być nie w formie. Kiedy pracowałam, miałam zawsze mało czasu na prace w domu, ale prawie nigdy nie mogłam pozwolić sobie, by po prostu usiąść i np. obejrzeć film. Przynajmniej prasowanie wtedy rozkładałam.
Rok temu, kiedy przestałam pracować „najemnie” – bardzo gładko przyjęło się, że zawsze gotuję obiad dla nas i dla syna z synową, że trzy razy w tygodniu opiekuję się dzieckiem przynajmniej przez 9-10 godzin, że przynajmniej raz w tygodniu piekę ciasto, że zawsze jest uprane, posprzątane, kanapki do pracy zrobione, podana herbata czy kawa... bo przecież on jest „padający” ze zmęczenia, bo pracuje......
Teraz prawie od 4 tygodni tak bardzo boli mnie ręka, że nie radzę sobie nawet z tym bólem. Co gorsze, praktycznie mogę tylko silniejsze leki przeciwbólowe brać, bo niczym innym już nie da się tego leczyć. Półpasiec na całej długości ręki, to bardzo bolesna i niestety długotrwała choroba. Ale poza lekarzem, nikt tak naprawdę mi nie wierzy.
Mąż obrażony, bo ciasta nie upiekłam, synowa nabzdyczona bo wczoraj nie maiłam siły zrobić obiadu, syn popadł w depresję, bo w firmie wszystkiego już „ nie ogarnia”.....
A ja mam ochotę powiedzieć „a pocałujcie mnie wszyscy w d....”
Tylko dlaczego boli mnie to, że nie wierzą????
Sama ich nauczyłam, że ja to wszystko mogę i potrafię...
Sama ich przyzwyczaiłam, że im się wszystko „należy”...
Kto ma miękkie serce..... itd.
Więc czego chcesz głupia babo?
...
Wczoraj po raz kolejny uświadomiłam sobie ( a właściwie, to życie wyraźnie mi pokazało),
że nie ma limitu cierpienia... że życie może człowiekowi tyle dokopać, że ludzkie pojęcie przechodzi.
Mimo, że uważam nadzieję za najgorszy „dar” jaki otrzymaliśmy od niebios,
to jednak nie potrafię się jej wyzbyć do końca.
Tak naprawdę, to chyba nikt nie potrafi.
Ja ciągle mam nadzieję, że mojemu starszemu synowi nic złego się nie stanie,
że nie zginie w wypadku, nie dopadnie go nieuleczalna choroba, że dane mi będzie umrzeć przed nim...
Nie raz tak myślałam...
mówiłam sobie „to nie możliwe... statystycznie tak się nie dzieje...
matka może przeżyć śmierć jednego dziecka, ale nie wszystkich...”.
Wczoraj odwiedziła mnie dawno nie widziana znajoma.
Oboje z mężem mieli 2 synów w wieku moich chłopców...
W ubiegłym roku obydwaj zginęli w wypadkach
( każdy w innym – jeden w styczniu, drugi w sierpniu...)
... a 3 listopada tego roku pochowała męża...
zmarł na raka.
Ona już niczego się nie boi...
tylko czeka aby pozwolono jej odejść, dołączyć do nich.
Ja jeszcze się boję...
...
Dostałam dziś pismo z Urzędu Skarbowego.
Kontrolę mi przeprowadzą.... Pierwsza kontrola mojeh firmy.
Prawdę mówiąc denerwuję się, bo sama sobie prowadzę rozliczenia
i nie jestem wcale pewna, czy wszystko jest OK.
Szczególnie koszty... co mogę zaliczyć do kosztów uzyskania przychodu, czego nie....
Od czego odliczyć VAT, a od czego nie.... psia kość...
Po niedzieli miałam zabrać się za ważną, dużą robotę... a tu masz...
będę pewnie użerała się z fiskusem.